I was at a Bach concert. It consoled, purified and strengthened me.

Gottes Zeit ist die allerbeste Zeit.

czwartek, 28 kwietnia 2011

C-section na RibsOut

Taka skromna notka...

Jak w TYTULE.

wtorek, 26 kwietnia 2011

Gamid Group - Fragments


Przed rozpoczęciem tej dziwnej przygody proponuję parę linków. Powinienem zawsze dawać, ale czasem po prostu mi się nie chce. Tutaj jednak ponad miarę się wykażę: strona oficjalna, facebook, myspace... Powiedzmy, że tyle starczy.

To, co tym razem prezentuję, różni się znacznie od dań przeważnie tu serwowanych. Zanurzamy się teraz głównie w odmętach muzyki instrumentalnej, z odcieniem orientalnym, lecz bez wyraźnej konstrukcji utworu. Czyli jeżeli ktoś chce 'piosenki', to nie ma, czego tutaj szukać...

Te cztery 'fragmenty' (najkrótszy trwa 10 minut z sekundami, reszta delikatnie ponad 13) usytuowane są gdzieś między improwizacją a uważanym badaniem dźwięku. Początkowo chciałem napisać, że eksperyment ten pozbawiony jest wyraźnego kręgosłupa, jakiejś formy organizującej konkretne dźwięki w danej przestrzeni, lecz z każdym kolejnym przesłuchaniem mam wrażenie, że ta moja pierwsza myśl jest całkowicie nietrafiona...
Teraz widzę w tym bardzo misterne konstrukcje, trudne do zinterpretowania i wymagające od słuchacza w równym stopniu wrażliwości, co osłuchania i chęci obcowania z dźwiękiem w czystej postaci oraz z ciszą, bez której on nie byłby przecież możliwy.

Powoli kończąc... W pewnym momencie przyszedł mi do głowy Baudelaire. Czemu? Nie wiem. Wziąłem do łapy, przekartkowałem, poszukałem i znalazłem:

Bo czyż ja nie nuta zgrzytliwa
Śród harmonii boskiej symfonii...

Może lepiej w oryginale:

Ne suis-je pas un faux accord
Dans la divine symphonie...

Mam nadzieję, że zespół mi wybaczy, jeśli nie lubi Baudelairea.


Do Gamid Group z pewnością będę wracał. I jestem niemal pewien, że nie raz tu się jeszcze pojawi. Chociażby z jakąś informacją o koncercie. W stolicy lub w okolicy... A może nawet w składance...


Tracklist:

01 I
02 II
03 III
04 IV

FRAGMENTS

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

śiwa

Poza granicami miasta
...świątynia.
W świątyni, spójrz,
...kobieta-eremita.
...W ręku kobiety
...igła
...na końcu igły czternaście światów.

Panie Jaskiń,
...Zobaczyłem, jak mrówka
...pożarła wszystko -
...kobietę, igłę,
...czternaście światów.

sobota, 23 kwietnia 2011

Georges Perec

Najbliższe dni sponsorowane będą przez...



























...tego pana.



Trudno mi skądinąd powiedzieć, na czym polega problem. Chcę pisać, lecz napotykam nieprzezwyciężalne przeszkody i nie jestem w stanie przez sześć miesięcy skończyć żadnego z tekstów, który zacząłem. Nieczytelna powieść, kilka mniej lub bardziej zadowalających tekścików, oto jedyne rzeczy, jakie mogłem wykończyć przez dwa lata niemal nieustannych wysiłków.

wtorek, 19 kwietnia 2011

# 01 - Grammal Seizure

Wcześniej czy później musiał się pojawić taki temat. W końcu nie jesteśmy klasycznymi piratami... Tzn. nie, nie, inaczej. Musiał się pojawić taki temat, bo wciąż czujemy potrzebę, by nabyć czasem płytkę w klasycznej, tj. fizycznej, postaci. To ciągle bywa przyjemne. A smakuje jeszcze lepiej, kiedy wiesz, że twórca, któremu właśnie posmarowałeś, faktycznie dostanie z tej kwoty jakąś sensowniejszą sumę i że... że nie żyje on z muzyki na co dzień. Nie jest wielką, przereklamowaną artystycznie "gwiazdą". Trzeba spróbować przewartościować pewne myślenie o muzyce. To, że ktoś ją traktuje jako hobby, coś dodatkowego, wcale nie oznacza, że pozostaje to niewarte uwagi. Ludzie, którzy się nie przebijają do mainstreamu nie są nieudacznikami. Pozostają w swoich okopach, bo zajmują się muzyką z założenia mało popularną, bo nie chcą się zeszmacić lub tak się po prostu czasem dzieje, ale wielokrotnie są to twórcy pierwszorzędni. Osobiście zauważyłem na sobie, że po wielu miesiącach zabawy w tego bloga słucham procentowo więcej "darmowych" muzyków lub niezależnych, których to płyt nie dostaje się w sklepie, a przeważnie bezpośrednio z źródła.
Taką osobą jest Erik Stanger, którego kocham, cenię i który na soinoise pojawia się często. Puścił w świat wiele darmowego materiału, znaczną tego część wrzuciłem na bloga, ale również urodził parę fizycznych albumów. Jednym z nich jest prezentowany tutaj twór spod szyldu Grammal Seizure - Audible Terrorism (a retrospective 2007-2010). Krótka piłka - zamówiłem (relatywnie tanio, 10$ plus przesyłka), dostałem materiał prosto z Brooklynu w półtora tygodnia, co mnie zaskoczyło zdecydowanie. 75 minut, 20 utworów... Przekrój przez GS. Albo innymi słowy - GS w wielu pigułkach, które mogą zabić.
Być może Erik za jakiś czas zrezygnuje w ogóle z pomysłu klasycznych albumów. I zaryzykuje system dotacji... Podobało się - bądź tak miły i przelej coś, żebym chociaż miał na browar, kiedy tworzę.

Podsumowując pokrętny wpis:

Zamówcie materiał TU.
Więcej informacji znajdziecie na GSowym BLOGU.
Ja z pewnością niedługo skuszę się na resztę.

niedziela, 17 kwietnia 2011

Sense From Nonsense - An Experiment In Mischmasch


W ramach nowych odkryć, wprowadzania świeżego powietrza w me skromne progi, itd., prezentuję bardzo dziwny twór - prosto z Denver w stanie Kolorado - Sense From Nonsense.

I już na wstępie mogę powiedzieć, że dawno nie słyszałem tak szalonej dawki muzyki lub hałasu.
Stało się to przez przypadek - to chyba przeznaczenie. Na pewno daje mi to do myślenia...

Rozejrzyjcie się po pokoju i zrozumcie, że każdy przedmiot w zasięgu waszego wzroku jest potencjalnym narzędziem twórczym. Wystarczy chcieć. Wystarczy myśleć. Wystarczy być szalonym. I właśnie z czymś takim mamy tutaj do czynienia. Co nie znaczy, że brakuje zwykłego instrumentarium. Jest, oczywiście, że jest, ale... Na swój sposób zdewaluowane.

Nazwa tego tworu, jednoosobowego projektu, oddaje filozofię twórczą.
A filozofia ta ma solidne podstawy, od muzyki klasycznej, po muzykę jak najbardziej popularną. I ja to słyszę, i ja to czuję, i ja to rozumiem, i ja doceniam tę wrażliwość. A jeśli dorzucić do tego Zorna, japoński Bordoms czy szalony duet Renaldo and the Loaf... Mamy mieszankę naprawdę smakowitą.

I nie wiedzieć czemu, po tym wszystkim do głowy przychodzi mi cytat z samego Kafki:

Nie dążę do osiągnięcia kontroli nad sobą. Samokontrola to pragnienie wywierania wpływu na przypadkowe miejsce nieskończonego promieniowania mojej egzystencji duchowej. Jeżeli jednak zmuszony jestem zataczać takie kręgi wokół siebie, czynię to w bezruchu wywołanym przez osłupienie, biorące się z monstrualnego kompleksu. I tylko wsparcie, jakie ten obraz e contrario daje, zabieram ze sobą do domu.
F. Kafka, Aforyzmy z Zürau, przekł. A. Szlosarek, Kraków 2007, s. 43.

Cóż więcej mogę dodać?
Nawet jeśli nie jesteś koneserem - spróbuj. Najdłuższy utwór ma nieco ponad dwie minuty, więc powinieneś sobie jakoś poradzić...


Tracklist:

01 failure of the red truck
02 blue syrup
03 battery powered yellow
04 green sprocket and the sterile bee
05 orange powder and the psychedelic tongue
06 grey ego

AN EXPERIMENT IN MISCHMASCH

sobota, 16 kwietnia 2011

etykiety

Witam.
.śoc yzC


Pojawiły się dwie nowe etykiety na blogu, o których chciałbym coś powiedzieć parę słów.


Spotkałem się ostatnio z jakimś dziwnym, literalnym (?) odbieraniem wyrazu noise. Tak jakby noise dotyczył tylko pewnego gatunku muzycznego i nigdy wcześniej nie miał szerszego znaczenia. A już zestawienie francuskiego soin z tym nieszczęsnym noise jest...no, wyższą szkołą jazdy.
A potem objawiają się irytujące komentarze w stylu: "to wcale nie noise!", "z noisem ma to niewiele wspólnego"...itd. A za jakiś czas pewnie doczekałbym się: "co ty, kurwa, wiesz o noise".
Zresztą można z tego ciekawe wnioski wyciągnąć.

Tak czy inaczej, w wyniku zaistniałej sytuacji, którą powyżej opisałem, wprowadziłem następującą etykietę:

#thy noise music

- żeby już nikt nie miał wątpliwości.
Tak, ściągając album z tym 'przypisem' musisz mieć na uwadze, że szkodzisz sobie.


Druga zaś etykieta nowa to:

#shopping

- i myślę, że nie muszę jej tłumaczyć.


.conarboD

piątek, 15 kwietnia 2011

Grammal Seizure - We've got the power (song)

Pojedyncza piosenka z obozu pana Erika Stangera.

Na dodatek cover Whitehouse.
(Czyli zespołu bardzo ważnego.)
Tu oryginał.

(...)

Umieszczam byście pamiętali o tym projekcie, gdyż niebawem będzie trochę więcej o nim. GS dość prężnie teraz działa wydawniczo, gorzej z darmowymi materiałami, ale to się może zmienić. W sumie każdy chciałby trochę zarobić na muzyce...
Nie ma w tym nic złego.


środa, 13 kwietnia 2011

johanna



























To jest porządny film.

sobota, 9 kwietnia 2011

Salakapakka Sound System - La Musique Concrete (part 1)


Będzie poważnie...
Okładka mówi sporo. Faktycznie dobrze oddaje uduchowienie i pewne misterium znajdujące się w tej muzyce. A wciąż jest to noise, industrial, różnego rodzaju hałas, coś tam... To zaskakujące, że nawet tego typu dźwięki mogą nieść przekaz skierowany nie w ciało, nie w intelekt, ale właśnie w ducha.
Ale jaki to duch? Można się domyśleć po dwóch ostatnich tytułach...

Słuchając materiału, czuję realny niepokój. Trafia on we mnie pewną atmosferą, powiedzmy, kościelną. Ale jest ona wyjątkowo ponura, miejscami wręcz bolesna. Módlmy się, ale nie wierzmy specjalnie, że nasze prośby i błagania zostaną wysłuchane. Zrobiliśmy wystarczająco dużo złego, by Ten Na Górze (tzn. Bóg) nie czuł się zobowiązany nas w ogóle wysłuchać. On już ma swój misterny plan, o którym niedługo się przekonamy. Na sobie samych.

Cytując twórcę, Marko-V:

...enjoy "La Musique 1"; shitload of strange sounds mixed with ambient noise, church acoustics, construction site noises, religious chants etc.

Niby apokalipska, ale jeszcze nie. Czy jest dla nas nadzieja?


Tracklist:

01 god's gift
02 tebe poyem
03 the end of christianity as we know it
04 hebki el kuje
05 desend into hell 1
06 desend into hell 2

LA MUSIQUE CONCRETE (PART 1)

czwartek, 7 kwietnia 2011

środa, 6 kwietnia 2011

złe-

Coś złego wisi w powietrzu, mówię wam...

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

sobota, 2 kwietnia 2011

Limited Liability Sounds - Transgression


Co tu dużo mówić... LLS to mój ulubiony noiseowy polski towar eksportowy.

Album ukazał się również w wersji fizycznej dzięki niemieckiemu Shit Noise Records.

Bardzo ciepło wspominam poprzedni materiał - Minus Clangor (2010). Ciągle chętnie do niego wracam i podziwiam jego inwencję. Dlatego też bardzo się ucieszyłem, kiedy w końcu w moje ręce wpadł nowy album tego łódzkiego projektu, a zaintrygowany czułem się obietnicą, że muzyka (?) poszła teraz w innym kierunku...

Na opisywanie dźwięków zawartych na Trangression przychodzi mi dziwne określenie - syntetyczna wiertarka. Tak jak sąsiad-skurwysyn budzi nas czasami w połowie nocy (wg niektórych to poranek), LLS straszy i przeraża od pierwszych dźwięków, które bezlitośnie wbijają się w czaszkę i czynią tam niemałe spustoszenie.

Nie mówię, oczywiście, że cały materiał to nieludzkie wiercenie. Nie, nie, spokojnie. Repertuar hałasu jest tu dość pokaźny, trafiają się również chwile 'wytchnienia', które jednak również słuchacza odpowiednio podrażniają.

Zaś ostatni utwór jest...swoistym manifestem. Należy na niego spojrzeć szerzej.


Tracklist:

01 adaptive disturbance
02 sharpen perception
03 selective dreams
04 counterpoints
05 wet dream
06 attention disorder
07 inventio
08 transgression

TRANSGRESSION

piątek, 1 kwietnia 2011

.

.


. .


. . .


. .


.