I was at a Bach concert. It consoled, purified and strengthened me.

Gottes Zeit ist die allerbeste Zeit.

niedziela, 31 lipca 2011

Clara Engel


Napisała.
Ja w pocie czoła odpowiedziałem najlepiej i najdostojniej, jak tylko potrafiłem.
I milczy.
Nie ma. Nie wiem. Może w ogóle już jej nie ma?
Co mogę zrobić?


A tak poważnie - Clara Engel.
Słuchajcie i podziwiajcie, bo dziewczyna jest naprawdę wspaniała.
Całkowicie się jej oddałem i skłonny jestem choćby zaraz jechać do Kanady i się z nią ożenić.
Mówię całkowicie poważnie.

Aktualnie prześladujący mnie utwór - blind me.
I okrojone niestety live, które odsłania ciężkie emocje.
Szukajcie, szukajcie, gdyż naprawdę wiele ma tych perełek.


czwartek, 28 lipca 2011

wiara

Widzimy więc, jak zbawienna jest rola wiary. Ale powie ktoś: Jest rzeczą niemądrą wierzyć w to czego się nie widzi.
Odpowiem tak: Nasz umysł jest niedoskonały. Gdyby człowiek mógł sam w pełni poznać wszystko, co podlega zmysłom i co nie podlega, byłoby oczywiście rzeczą głupią wierzyć w to, czego się nie widzi. Niestety nasze poznanie jest... niedoskonałe... Jeśli więc nasz umysł jest tak ograniczony, czy jest sensowną rzeczą poprzestać tylko na tym, co człowiek potrafi poznać własnymi siłami i nie dawać wiary Bogu?
Można odpowiedzieć jeszcze inaczej. Załóżmy, że jakiś uczony wypowiedział się na temat związany z jego wiedzą. Usłyszał to jakiś prostak i powiedział: To nie jest tak, jak on mówi, bo ja tego nie rozumiem. Czy nie będziemy mieli racji, nazywając takiego człowieka głupcem?
Po trzecie... Gdyby człowiek chciał wierzyć w tylko to, co sam pozna, życie na tym świecie byłoby nieznośne. Bo jak można żyć nie wierząc innym? Chociażby w to, że ten właśnie człowiek jest moim ojcem...
Bóg daje dowody, że to czego uczy wiara, jest prawdziwe.... Chrystus potwierdził (cudami) nauczanie Apostołów i świętych.
Ale powiesz, że my teraz cudów nie oglądamy....
... przecież teraz ogromna masa ludzi wierzy w Chrystusa. I to nieraz ludzi mądrych, szlachetnych, mających wielkie znaczenie. A stało się to na skutek działalności apostolskiej prostych i ubogich kaznodziejów. Jeśli to się stało w sposób cudowny, masz odpowiedź na pytanie. Jeśli nie – to nawrócenie się świata bez cudu, jest chyba jeszcze większym cudem...
Wypływa stąd wniosek, że nie powinniśmy wątpić w sensowność wiary...

poniedziałek, 25 lipca 2011

Gird_09 & Friends - Assraping a Nun


Letnie miesiące są dość podłym okresem na poznawanie nowych rzeczy. Przede wszystkim dziwnych rzeczy, ale co zrobić... Trza słuchać dalej. I trochę się ochłodzić... Zimno z północy powinno temu pomóc. Co ja pieprzę, przecież tu pizga ciągle. Żadnego porządnego lata jeszcze nie było w tym roku. Cholera. Do rzeczy.

Przedstawiam projekt Gird_09, którego lubię i szanuję, i do którego od dłuższego czasu się przymierzam. Już dawno temu miał się zacząć pojawiać na tym blogu, ale ciągle coś mnie odrywa... Może to wreszcie upragniony przełom?

Jeden utwór spreparowany przez wyżej wspomnianego twórcę, utwór o dosadnym tytule, utwór wyjątkowo tłusty i smakowity. Oraz osiem remiksów spreparowanych przez mniej lub bardziej znane osobistości. W tym rozpoznawalna szerzej, też za sprawą mojej skromnej działalności, Batcheeba.

Materiał tu zawarty jest wyśmienity. Mroczny.

Jest też druga okładka, dla osób, które poczują przyjemny dreszczyk emocji przy tym tytule. Ten drugi obraz jest... dosłowny.

Polecam.


Tracklist:

01 assraping a nun (gird_09)
02 postmortem felch mix (hive mind drones)
03 ratzinger radio edit - christi in absentia (kultur terror)
04 i spit on your grave mix) (sweetmeat)
05 raped by no one (batcheeba)
06 remix (larry kerr)
07 on a bed of nails causes ligament damage remix (epilektrician)
08 cold distance mix (frostwinter)
09 ghost of mercy mix (grave knave)

ASSRAPING A NUN

piątek, 22 lipca 2011

sotona






















Już niestety nie pamiętam, skąd mam to zdjęcie.
Hoduję nadzieję, że nikt nie będzie miał pretensji.
O dziwo wprawia mnie ono ogólnie w dobry nastrój.
A od dawna nie było tu żadnych tego typu rzeczy.

środa, 20 lipca 2011

no puedo...

(...)

piątek, 15 lipca 2011

Canine Court One - The Triumph Of The Laser Eyed Caesar


Na początek garść odnośników, w których akurat niewiele jest: discogs, lastfm i... tyle. Dziwne. Albo moje (i mojej przeglądarki) zdolności przymierają w okresie wakacyjnym.
Też możliwe.

Pójdę na łatwiznę i skopiuję tekst z lasta:

Projekt dwóch muzyków z Finlandii i Belgii. Muzyka jaką reprezentuje Canine Court One jest syntezą Depresyjnego Black Metal’u, dużej ilości Noise’u oraz Dark Ambientu. Zespół wydał do tej pory jeden album zatytułowany The Triumph Of The Laser Eyed Caesar z 2011 roku, który został wydany w 40 limitowanych kopiach

Trzeba przyznać, że jest to materiał szaleńczy, opętańczy i w pełnym wymiarze tylko dla zaawansowanych. Duszna atmosfera, trudne do pogodzenia ze sobą dźwięki i krzyki pochodzące jakby z najczarniejszego dna Skandynawii... Te elementy (i jeszcze tam jakieś) dają bardzo ciekawą mieszankę, którą trudno jednoznacznie zdiagnozować.
Brud, syf, hałas, wkurwienie, śmieci, wymioty, szatan, wiertarka... - pojedyncze skojarzenia, które przychodzą mi do głowy.

Materiał ekstremalny. Spora część po pierwszych dźwiękach od razu go odrzuci jako niedasiętegosłuchać...
Ale właśnie o to chodzi. Nie?


Tracklist:

01 to the rainbow castle
02 the constant pain hymn
03 lucifer blitzkrieg
04 it's raining teeth
05 baptized in urine
06 wasteworld
07 dried up corpses used as scarecrows
08 cyborg funeral
09 sleeping problems

THE TRIUMPH OF THE LASER EYED CAESAR

środa, 13 lipca 2011

Buñuel y la mesa del rey Salomón

- Perdone, me podría informar... Hay putas en Toledo?
- Caballero, en Toledo no hay putas.

wtorek, 12 lipca 2011

flaga

Skoro już mowa o zbawczym wpływie noiseu na człowieka i gdy w końcu odważyłem się postawić (?) znak równości między tą muzyką a seksem, należy jeszcze zapodać odpowiednią flagę... Mam nadzieję, że wtajemniczeni przyklasną. Przynajmniej na sekundę.
Sztandar coś tam:










Si.
Muy bien.

sobota, 9 lipca 2011

Whitewater Orgasm - Noisexual


Ten album, a właściwie epka, to dobra okazja, by wyjaśnić sobie w końcu parę rzeczy wokół noiseu.

Noise jest orgazmem. Noise omija powierzchowną przyjemność, by dotrzeć do czegoś o wiele głębiej. Noise kształtuje człowieka. Noise jest też pewnego rodzaju religią i sposobem życia.
(Może w przyszłości rozwinę tę kwestię.)

Przedstawiam (kolejny) fiński zespół. Zaczynam się przekonywać do tego kraju muzycznie.
Jest wszystko to, co w (nieco rozmytym) noise najlepsza i do tego opętańcze krzyki, które wydają się być znakiem rozpoznawczym tej kapeli. Ogólnie te krzyki to forma przeżywania przyjemności dla wyznawców tego typu muzyki.
Kiedyś było takie hasło: industrial music for industrial people (lub jakoś tak), dziś chciałoby się powiedzieć noise music for...

Noisexual - naprawdę dobre określenie. Aż jestem zły, że to nie ja na nie wpadłem...

Z pewnością w przyszłości wrócę jeszcze do tego zespołu i jego filozofii tworzenia muzyki.


Tracklist:

01 sumerian dark green ejaculations
02 ink flowing out from the wounds in my eyelids
03 everyone around me are the surroundings
04 the feeling is mutual

NOISESEXUAL

środa, 6 lipca 2011

deszczowe narzędzie

Przy takiej pogodzie tylko jedno przychodzi mi do głowy:


Learn to swim.

Cuz I'm praying for rain
And I'm praying for tidal waves
I wanna see the ground give way.
I wanna watch it all go down.
Mom please flush it all away.
I wanna watch it go right in and down.
I wanna watch it go right in.
Watch you flush it all away.



.TU.

niedziela, 3 lipca 2011

Count Brent von Himmel & the Ziopin Choir - Kim The Shark


Świeża rzecz ze strony Counta Brenta.

Ten pan już wielokrotnie pojawiał się tutaj.
Nietrudno go odnaleźć w innej odsłonie.

Od pierwszych dźwięków słychać, z kim mamy do czynienia. Kolejny bal rozpoczęty przez nie do końca normalną orkiestrę, składającą się z samych schizofreników, której dyrygent...najprawdopodobniej nie żyje. Przynajmniej tak mi się wydaje. Może muzycy widzą go w formie ducha? To byłoby całkiem niezłe.
O gościach balu już nie wspomnę...

Właściwie cały ten album jest jakby balem w pigułce. Wpierw rozszalała orkiestra. Potem chwila przerwy, podczas której muzycy jedzą, a niekoniecznie znający się na muzyce ludzie dotykają instrumentów. Klasyczny, upiorny i konieczny marsz (tytułowy utwór - ważny gdyż Brent podobno zawsze gra go na koncertach). Następnie szaleństwo i nieprzyzwoite przyśpiewki, a w końcu głęboko alkoholizowana agonia. Mniej-więcej w uproszczeniu sugeruję taką interpretację tej imprezy.
Przepraszam, balu.


Tracklist:

01 cewe ienkele wecho
02 ünneplőbe öltözik
03 kim the shark
04 i shall have a merry day
05 jembasengo

KIM THE SHARK