I was at a Bach concert. It consoled, purified and strengthened me.

Gottes Zeit ist die allerbeste Zeit.

poniedziałek, 31 października 2011

Swim Ignorant Fire - Last Days


Z tradycji zadość - myspace, bandcamp, blogspot, facebook.

I przypominam, że o SIF pisałem już tu i tam.

Tak... No... Słuchanie tego albumu, znając jako-tako poprzedniego dokonania było dla mnie zaskoczeniem. Trzeba zapomnieć o nieco piskliwej i eklektycznej elektronice (jakkolwiek to brzmi) i poddać się zupełnie innym przejawom muzycznym.

Album ten jest bardzo melancholijny, może miejscami smutny, a jednocześnie przesiąknięty jakąś podskórną nadzieją. Bo jeśli mowa o końcu ludzkości, to musi być też w tym coś pozytywnego. Gitara i subtelne elektroniczne tła wzajemnie się równoważą. Raz dominuje jedno, zaraz potem drugie. Partie tworzące rozmyte pasaże, a niedługo później pojawiają się ciekawie zrytmizowane. Dzieje się tu sporo i to sporo przeciwstawnych rzeczy, które zamiast się zwalczać, tworzą sympatyczną, zamkniętą konstrukcję. Uzupełniają się, gdzieś tam wtapiają w siebie i wydają się być zupełnie logiczne, jakby żadnego antagonizmu nie było. Zresztą o podobnej zdolności pisałem już przypadku jednego z poprzednich albumów tego zespołu.

Całość stopniowo płynie przed siebie, sprawiając, że słuchacz (na pewno ja) nie chce w czasie trwania tej muzyki podejmować jakichkolwiek działań. Czemu? Bo czuje, że obcuje z czymś wyjątkowym, czymś opartym na prawdziwych emocjach. I niech tak pozostanie.


Tracklist:

01 last days of man
02 easy as breathing
03 {3}
04 fructose
05 a man of men
06 i'm all better
07 man made abomination

LAST DAYS

środa, 26 października 2011

Echo Beds - An Agonist Revision of a Futilist Lament


Klasycznie adresy - facebook, bandcamp, soundcloud...

Mocny muzyczny front w Denver zaczyna zarysowywać się w mojej wyobraźni. To w sumie ciekawe, bo nigdy nie miałem większych przemyśleń odnośnie tego miasta, nie kojarzyło mi się specjalnie z niczym, takie ładne, niewielkie, gdzieś na pustkowiu, a jednak... Po Sense From Nonsens przyszła kolej na Echo Beds, które poniekąd związane jest ze wspomnianym projektem.

Album ten jest...cholernie niepokojący. Od pierwszych do ostatnich dźwięków jest w nim coś złego albo dokładniej - złowrogiego. Słuchając go, czułem się jakbym oglądał jakiś horror. Trochę poddenerwowany, spięty, bo napięcie można kroić już nożem i za chwilę coś może wyskoczyć zza rogu. Niby człowiek się nie boi, ale wolałby uniknąć czegoś takiego... I okazuje się, że nie jest potrzebny do tego obraz. Suspens można doświadczyć też w ten sposób.
Końcówka całości wydaje się zresztą potwierdzać te moje filmowe podejrzenia.

Eksperymenty. Nie-do-końca-ambientowe-przestrzenie. Miejsca, które przywołują chociażby Einstürzende Neubauten z debiutującego okresu. I przede wszystkim hałas, rozumiany w sposób nienachalny.

Zostawiam więc was z tym materiałem. I zalecam słuchanie nocą. Najlepiej głośno.


Tracklist:

01 implications of an A B conversation
02 this Blood is relative
03 in order to form a more perfect union

AN AGONIST REVISION OF A FUTILIST LAME

poniedziałek, 24 października 2011

# 06 - Pandemonium

Coraz rzadziej wracam do muzyki metalowej. Właściwie moja polityka sprowadza się do tego, że jest parę zespołów, których losy śledzę od lat. I pewnie będę im wierny do końca. Pandemonium z pewnością jest jednym z tych zespołów. Nie chcę tu przytaczać całej zagmatwanej historii, opisywać każdej płyty, ograniczę się do krótkiej informacji. Reszta z mojej strony jest milczeniem, bo muzyka tego zespołu od Devilri po Hellspawn broni się sama. Przy okazji reedycji wspomnianego Devilri w formie winylowej zespół postanowił uraczyć wygłodniałych (w końcu od ostatniej płyty upłynęły już cztery lata) małą zapowiedzią albumu. Jest to właśnie Promo 2010. A zbliżający się dużymi krokami LP zwać się ma Misantrophy.
Promo, o którym tu mówię, składa się z dwóch utworów, o których wiele osób już się rozpisywało. Że powrót do przeszłości, że miazga, że nowa jakość, że łączenie tego, co było z przyszłością, że obecny jest tu duch dawnych czasów, itd. Osobiście nie wysuwałbym jeszcze żadnych stanowczych i kategorycznych wniosków i zapowiedzi, podpisywałbym się jednak pod kwestią ducha - ale jest to rzecz znamienna dla Pandemonium od samego początku. Muzycznie jest to zespół, który z płyty na płytę zmieniał się i zaskakiwał. Ewolucja nie jest tu właściwym wyrazem, chyba że jakaś ewolucja piekielna, której logiki prosty umysł nie jest w stanie ot tak wychwycić. Wystarczy prześledzić chociażby trzy ostatnie albumy (pomijam kwestię nazwy Domain), czyli Gat Etemmi, The Zonei i Hellspawn, w którym to zestawieniu ostatni materiał był najbardziej brutalny, bezpośredni i na swój sposób przystępny.
Jeśli miałbym coś powiedzieć, znając na wylot Promo, o zbliżającym się albumie, to zaryzykowałbym dwa stwierdzenia - będzie to materiał wyjątkowo mroczny, może nawet na swój sposób mistyczny i najprawdopodobniej będzie zdecydowanie bardziej złożony niż ostatni LP. Myślę, że właśnie te ponure cienie, może demony, grają teraz w duszach członków zespołu, a zwłaszcza u Paula.
Parę lat temu, jeszcze przed ukazaniem się Hellspawn, otrzymałem od zespołu nagrania, jakieś demo utworów, które potem pojawiły się na płycie. Przeskok jakościowy i wykonawczy między tym materiałem roboczym a finalnym dziełem był znaczny, robił wrażenie. Efekt końcowy oczywiście był porażający. Znając więc w przybliżeniu ten proces i wybitny materiał zaprezentowany na Promo 2010 jestem spokojny o przyszłość Pandemonium. Wierzę, że Misantrophy będzie wyjątkowym albumem.
I tu prywatna prośba do zespołu, zanim jeszcze ukaże się album - nie każcie czekać na następne dzieło kolejnych czterech-pięć lat.

Śledźcie wieści na stronie zespołu.

sobota, 22 października 2011

X - Creation


Bardzo niewiele wiadomo o X, ale podaję dwa linki: myspace i jakieś purevolume.

Główną cechą tego materiału jest...tajemniczość. W swojej formie jawi się jako dość eklektyczny, trochę nieśmiały - tzn. debiutancki najprawdopodobniej. A tajemniczość, która spowija całość dotyka z pewnością jakichś ezoterycznych zainteresowań. Sam X określa to w następujący sposób:

The album is heavily influenced by philosophy and spirituality.

Nie będę bliżej wchodził w opis czy analizę. Cokolwiek. Zostawiam materiał taki, jaki jest. Polecam go i liczę po cichu, że X jeszcze z czymś się objawi. Bardziej dojrzałym z większym rozmachem, ale w podobnym klimacie. Może wtedy przybliży swoje filozoficzne ciągoty? Kto wie.


Tracklist:

01 genesis
02 lumen et ater
03 aeon
04 morphosis I
05 morphosos II
06 pneuma
07 VII
08 zenit
09 the seventh day
10 nadir

CREATION

piątek, 21 października 2011

koniec szampana

Od jutra zaczynamy z normalną robotą.
Dość już opierdalania się.

niedziela, 16 października 2011

Soinoise vol. 2: SIDS


Od paru dni na Soinseries dostępne jest już moje dziecko. Martwe dziecko. Jakkolwiek to brzmi. I o dziwo ma się dobrze. Żyję z niektórymi tymi piosenkami już od siedmiu miesięcy i jeszcze mnie nie męczą, więc wierzę, że to kawał poważnej muzyki, której warto poświęcić trochę czasu.

Nie będę nic pisać o procesie twórczym, śmiesznych historiach, które się wydarzyły podczas układania całości, itd. Kawał czasu żyłem z tym albumem i traktuję go bardzo osobiście. Na swój sposób odbieram go jako koncept. Ale chyba cały mój projekt ma taki kształt, nie?

Wszystko w tym wypadku krąży wokół dźwięków żywych i ich imitacji. Zależało mi, by pokazać jak najwięcej różnych form podejścia do problemu brzmienia, kompozycji i prezentacji dźwięku. Wydaje się, że cel ten został osiągnięty.

Największą zabawą było, oczywiście, ustalanie kolejności utworów. Były różne koncepcje i problemy. Nie będę wskazywał winowajców, ale od zawsze wiedziałem, jak będzie brzmieć początek, dwa pierwsze utwory. Opinie są takie, że jest to rozpoczęcie najbardziej słuszne z możliwych.

Pojawia się też dziwne odczucie, które podpowiada, że nie jest to typowa składanka. Przynajmniej taką mam nadzieję. Że osobowość zbieracza (dobre określenie), tzn. moja, pełni rolą dominującą na każdym etapie. Pewne wyjaśnienie - można pozbierać masę utworów, upakować je obok siebie i gdzieś zatracić przekaz swój, stać się anonimowy. A tu jednak zrobiłem sporo, by tak się nie stało. Np. ograniczając się (znowu) do jedenastu kompozycji, tworząc wyraźną całość (historię bliżej nieokreślonego człowieka, od cesarskiego cięcia), komentarze, etc.

Oddaję więc w wasze ręce te dźwięki. Mam nadzieję, że odkrycie w nich coś dla siebie, że będziecie do nich wracać i jednak będziecie ciekawi, jak zaprezentuje się trzecia część. Na pewno ujawni się szybciej niż za siedem miesięcy...



Tracklist:

01 Untitled Piece for Kantele #1 - Salakapakka Sound System
02 Flowers of Romance (PiL cover) - Pineal Eye
03 Przepis na Naleśniki - Social Cream
04 Bux - Gamid Group
05 Laughing Pig - Sense From Nonsense
06 Krimsun und Klover (Tommy James & The Shondell cover) - Count Brent von Himmel & the Ziopin Choir
07 Perpetual Motion Holder - Pythian Whispers
08 Kshatriya - Indo
09 Divine Times - Merkabah
10 Traffic - Limited Liability Sounds
11 Le Matin des Magiciens - The Day of the Antler


środa, 12 października 2011

soinoise vol. 2...




jeszcze parę godzin...



środa, 5 października 2011

wyjazd i diablo

Na parę dni uciekam. W końcu wyrwę się z tego miasta.

Zostawiam więc was pod opieką nowej maskotki albo kolejnego wcielenia...zła...
I wracamy już pewnie z kompilacją.

poniedziałek, 3 października 2011

ps znów na artrock.pl

Trochę to trwało.

Romans z innym portalem, bardziej tematycznie ukierunkowanym, okazał się niewypałem. Niestety. Sporo pracy w niego włożyłem, ale brak odzewu innych ludzi. I efekt taki, że od miesięcy nie napisałem stricte żadnej recenzji. A dla portalu, który padł...naprodukowałem ich sporo. Trochę zdrowia zostawiłem dla nich. Ha. Szkoda by się te teksty marnowały. Będę je więc stopniowo przerzucać na tzw. stare śmieci.

Po jednej, po dwie.
Trochę poprawię.
Tam będzie znikać.
Tu będzie się pojawiać.
I tyle.

Jest trochę smutno. Ale co zrobić.

Na początek ten tekst.

Witamy po...dwóch latach?