Miłość braterska nie jest dla mnie specjalnie łatwym tematem. Sam rodzeństwa nie mam, właściwie zawsze byłem 'zatwardziałym jedynakiem' (jakkolwiek to brzmi), ale pamiętam, że był epizod, kiedy bardzo chciałem... Wiadomo. Przeszło mi, a dziś wywołuje to u mnie nieokreślone emocje. Chyba.
Do samej instytucji rodzeństwa, a dokładnie 'braterstwa' mam ambiwalentny stosunek. Z jednej strony (tej pozytywnej) przychodzą mi do głowy bracia Quay, Coen, Manaki, Gallagher, Emelianenko, niech będzie nawet, że Wachowscy (ale czy to jeszcze bracia?). Z drugiej strony (złej!) zaś tacy jak Kaczyńscy (tak, tak, wiem) czy Klitschko (bez komentarza)...
I bardzo się cieszę, że projekt
Juho the Panda mogę umieścić w pierwszej grupie, choć młodszego z braci jest tutaj niewiele.
Zajrzyjcie koniecznie na stronę tego projektu -
tu.
Przechodząc jednak do sedna - instrumentalne granie, spokojne, nawet bujające, miejscami trochę niepewne, czasem nieśmiałe, ale bardzo klimatyczne i wyjątkowo...przyjemne. Nawet jeśli są tu pewne niedoskonałości techniczne, to emocjonalność tego nagrania (w moich oczach) absolutnie nadrabiaja je. Ten album to wypowiedź, wyznanie, deklaracja, czuły gest i... Sam nie wiem, jak to nazwać. Coś nieuchwytne, trudnego do nazwania, ale bardzo cennego.
Muzyka zawarta na
Brothers, tak różna od tego, co przeważnie słucham dostarczyła mi po prostu wielu pozytywnych emocji i muszę przyznać, że również wzruszeń. Mogę mieć tylko nadzieję, że bracia kiedyś razem nagrają jakiś album.
I jeszcze jedno, podobno Erich Fromm powiedział:
Najbardziej zasadniczym rodzajem miłości,
który stanowi podstawę wszelkich innych typów miłości,
jest miłość braterska.
Pewnie wiedział, co mówi.
Tracklist:01 my treehouse
02 harvest is over
03 red kites
04 fear of wasps
05 rusty friend
06 eyes of McCartney
07 we went too far into the fields
08 sharing breakfast
BROTHERS