I was at a Bach concert. It consoled, purified and strengthened me.

Gottes Zeit ist die allerbeste Zeit.

piątek, 30 grudnia 2011

Genus Inkasso - Occasionally Slumping, Smiling Weakly


Tak. Pozostańmy przy tym.

Jeden z tych albumów, o których nie potrafię długo pisać. Sięgając po informacje zawarte powyżej, mamy tu do czynienia z: dark ambient, abstract, noise, post-modern. I tak, i nie. Ale w sumie można na podstawie tego spróbować oddać charakter tego grania opartego na najlepszym przyjacielu człowieka, czyli komputerze. Wspominam elektronikę dlatego, że to ona stanowi tutaj kręgosłup całego grania. Wszystkie 'ludzkie' dodatki wydają się być dodatkowym smaczkiem.

Martwi mnie okładka...

Ale jednocześnie żyję w przeczuciu, że ten album ma znamiona czegoś bardzo dobrego. Może nawet miejscami wybitnego. Niech i tak będzie. Słucham go cały czas od paru dni i nie znudził mnie jeszcze. Przyjemnie się do niego wraca, gdyż nie jest też strasznie ekspansywny. Jest również idealnym tłem do ponurego życia, w którym tylko czasami zdarzają się przejaśnienia.

No, ale co ja będę pieprzyć na starym roku. Sami posłuchajcie.


Tracklist:

01 the galvanizing effect of knowing the difference
02 like party favours unravelling
03 immense sluice of effluence
04 marshal his being to culture
05 a tested difficulty of saying anything
06 black site confessional
07 abdomen of bees
08 an obstacle course of tan corpses

OCCASIONALLY SLUMPING, SMILING WEAKLY

poniedziałek, 26 grudnia 2011

życzenia

Tym wszystkim, którzy składali mi życzenia urodzinowe i świąteczne, którym w sumie nie odpowiadałem, chciałem przekazać trzy słowa - nic nie szkodzi.

sobota, 24 grudnia 2011

Sense From Nonsense - Invocation of Light


Po więcej: tu i tu.
Oraz warto przypomnieć sobie SIDS.

Tak. Ja wiem, że święta. Że to. Tamto. I jak niektórzy mówią - sramto. Oraz - sro. Okładka taka niekoniecznie świąteczna. No i nie ta okazja. Wielkanoc kiedy indziej. Ukrzyżowanie św. Piotra też w innym terminie. Ale, jak to mawia mój przyjaciel zza oceanu, es muss sein. I tyle.

Tym razem Sense From Nonsense nie kreuje swoistej schizofreni instrumentalnej. Pan twórca poszedł w zupełnie inną stronę... Okołoambientowego wycia. Która uważam za odtrutkę na aktualną parszywą rzeczywistość. Można się wyciszyć przy mrocznym... Nawet nie wiem, jak to nazwać.
Popatrzcie na okładkę i sami wyczujcie klimat tego nagrania.

Ciekawe jest zestawienie wcześniejszej twórczości SFN z tym dziełem. Nie znam (jeszcze, to kwestia czasu) procesów, które wydarzyły się w międzyczasie, że tego typu materiał ujrzał światło dzienne. Choć właściwiej - światło nocy. Mogę się domyślać, że pod instrumentalną żywiołowością i swoistą zaciętością z poprzednich dokonań ukrywało się coś bardzo nieprzyjemnego. Może poprzednie dokonania były rodzajem terapi, która miała pomóc w związku z tym niepokojem egzystencjalnym?

Nie wiem. Nazwa zespołu jest tu chyba najlepszą odpowiedzią.
A od siebie, tak na święta, mogę dodać - traktujcie to jako kolędę.


Tracklist:

01 ß-Ç+Ż¤ä̤߯ç¤ü+¦¤â¤ä+¬¤é

INVOCATION OF LIGHT

wtorek, 20 grudnia 2011

Areyfu - Amethyst [ep]



Powraca (o ile w ogóle odchodził) jeden z moich faworytów produkujących niewielkie noiseowe formy. Powraca (niech będzie) wydawnictwem niewielkim, zaledwie epką króciutką, ale... jakże mięsistą i jednocześnie słodką.

Te cztery kompozycje, ale... Tak naprawdę dwie noiseowe rzeźnie, które w muzykę Areyfu wprowadziły nutkę...smutku. Tak. Jest tu jakieś uczucie. Jakieś wrażenie. Niepokój. Tęsknota, która jednak nie wyklucza całkiem tragicznych dźwięków. Z pewną dozą przestrzeni, wyciszenia, które też przecież też można uznać za jedną z form otaczającego nas hałasu. I dwa klimatyczne, okołoambientowe przerywniki.

Widzę w tym rozwiązaniu pewien koncept. W końcu po pierwszym trzyminutowym szaleństwie słuchać (nawet chyba niezbyt wyrobiony) nie musi łapać oddechu. A nawet dwóch całkiem podobnych pod rząd. Ciekawe.

Dziękuję za tę miniaturę. Chapeau bas.


Trakclist:

01 empty shell
02 II
03 III
04 voices in the hull

AMETHYST

piątek, 16 grudnia 2011

Álfheimr - Predatory Nature


Tu nieco więcej. I jeszcze tam.

Raczej nie umieszczam na blogu takiego grania. Z wyraźnymi postrockowymi naleciałościami, ale coś mnie urzekło na tym albumie. Podobno na dodatek jest to modne. Wiele osób tego słucha i zespołów tego typu coraz więcej. Niech więc będzie. Nie muszę wszystkiego rozumieć ani czuć.

Dwa utwory, które gdzieś w mojej percepcji łączą się w jeden, subtelny i relatywnie delikatny pejzaż. Całość efemeryczna i choć miejscami niezbyt pewna siebie, to potrafi za sobą pociągnąć słuchacza. Napięcie wzrasta, opada, znów wzrasta, powtórnie zostaje wyciszone - tak płynie ten album w sposób całkiem sprawny.

Może warto głos oddać samemu twórcy, niech powie, jak zapatruje się na swoją muzykę:

To me, music is about capturing vague or faint emotions in the hammering of drums or the swelling of violins; it's about conjuring feelings of nostalgia in the humming of an old casio keyboard, or overbearing feelings of futility in a distant, fading voice.

Dziękuję za uwagę. Polecam. Odprężcie się przy tych dźwiękach.


Tracklist:

01 predatory nature
02 mostly knives

PREDATORY NATURE

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Insomnia - Shadows and Mists


Wszelkich zainteresowanych odsyłam tu.

Czekałem na nowy album łódzkiego duetu Insomnia. O panach pisałem już wielokrotnie na łamach blogu i mam nadzieję pisać jeszcze. Poprzedni krążek tego projektu przyjąłem bardzo pozytywnie. Places tworzyło pewną przestrzeń wspomnień-marzeń. Może też nadziei. Jednak podskórnie czaił się zawsze jakiś niepokój. Może obawa lub uraz. Wydaje mi się, że ten dualizm patronuje też nowej płycie. Zresztą sam tytuł wydaje się znamienny...

Muzycznie jest to dzieło bardziej świadome. Powiedziałbym, że pewniejsze siebie i swoich poczynań. Niekiedy z premedytacją wchodzące na pewnej grząskie grunty, ale wychodzące zawsze obronną ręką.

Zastanawiające są słowa Twórców dołączone w formie swoistego listu do płyty:

Główną inspiracją dla naszych nowych muzycznych pomysłów było stare, nieme kino początków ubiegłego wieku. (...) Konkretnie chodzi o to, że w większości widzowie dopasowaliby do filmów Murnaua czy Christensena ambientowe ścieżki dźwiękowe i zamknęliby wszystko w jedno-liniowej, mrocznej formie.

Muzycy postanowili poszukać innego rozwiązania dla tej odwiecznej (bo co jakiś czas wraca) kwestii. Nie dokonali jednak szalonej rewolucji wobec tego stereotypowego postrzegania, nie uciekli całkowicie do przeciwnego narożnika, gotowi do zaciętego 15rundowego pojedynku. Raczej z wrodzoną sobie sympatią i empatią zasugerowali inne rozwiązania w kręgu muzyki elektronicznej i eksperymentalnej.
A jeśli (znów dualizm) zestawić to z naturą zaprezentowaną na okładce, z naturą, z którą nieodmiennie kojarzy mi się muzyka łódzkiego duetu... Można zaznać przyjemnego zawrotu głowy.

O tym albumie będę jeszcze pisać. Na razie to tyle z mojej strony.
Gorąco polecam, gdyż jest to kojąca, przyjemna i nieco bajeczna wycieczka w krainę cieni i mgły.


Tracklist:

01 shadows and mists
02 hurt this much
03 retirement
04 spiky rays
05 empire
06 doubt in the content

SHADOWS AND MISTS

wtorek, 6 grudnia 2011

Apropos - of Bewilderment & Things Left Unsaid


Pozostańmy przy jednym odsyłaczu.

Mógłbym się gapić na tę okładkę godzinami. Co dziwnym jest w moim przypadku, kiedy wszelkie rzeczy cywilizacyjne (w relatywnie nowym, od modernistycznego okresu) mnie nudzą i męczą wręcz. A tu... dziwna odmiana. To tak, jakby ktoś na chwilę kazał mi się zatrzymać, rozejrzeć się i uświadomić sobie, że natura też może się tu objawić. Zapomnij na chwilę o brudzie, przyjrzyj się temu w pewnym idealnym (duchowym) stanie i zrozum, że natura też się tu objawia. Gdzieś jeśli się przyjrzysz zobaczysz błękit nieba.

Natura się dopasowuje. Muzyka też. Okołoambientowe granie proponowane przez jednoosobowy projekt Apropos staje się częścią rzeczywistości słuchacza. Częścią nieinwazyjną, wzbogacającą tę rzeczywistość...

Piękno-spokój-natura istnieje nawet wtedy, jeśli jesteśmy ograniczeni ścianami, kratami, czymkolwiek. Trzeba tylko na chwilę się zatrzymać i dać szansę siłom przyrody.


Tracklist:

01 of bewilderment & things left unsaid

OF BEWILDERMENT & THINGS LEFT UNSAID

piątek, 2 grudnia 2011

Pregnant Spore - Harmonious Salmon Hearts


Najważniejszy jest tu fb...

Coś ostatnio tkwię w nastroju, który może okazać się w każdej chwili nieprzyjemny dla otoczenia. Myślałem, że uda mi się to rozładować tym materiałem, czyli kolejną formą dekonstrukcji dźwięki, ale nie do końca się udało. Owszem, materiał jest dobry i bardzo bezkompromisowy. Dzieje się w nim wiele. Ale... Sprawił, że mam ochotę wyjść i komuś przypierdolić. W jakimś sensie można to uznać za ciekawy objaw obcowania z muzyką noise.
Jeden z wielu objawów.

Jest to więc album intensywny i zazdrosny. Pochłania uwagę słuchacza, wymusza ją wręcz.
I dobrze.


Tracklist:

01 darn it! jolly scum
02 satan drape
03 snot grass pt. 1
04 vitamin f
05 snot grass pt. 2

HARMONIOUS SALMON HEARTS