I was at a Bach concert. It consoled, purified and strengthened me.

Gottes Zeit ist die allerbeste Zeit.

poniedziałek, 29 listopada 2010

Kordian Trudny - 58-300


Zapraszam was do zapoznania się z relatywnie nietypowym materiałem i jednocześnie skonstruowanym ze sporym poczuciem humoru, co na tym blogu jest jednak rzadkością. Ale to moja wina, bo ja jestem upośledzony, a nie zabawny.

Może parę informacji o zespole na początek:

Zespół Kordian Trudny powstał bardzo dawno temu, może nawet jeszcze przed denominacją złotówki. Do dziś nie zdobyliśmy popularności, bo nigdy nie wyjeżdżaliśmy poza Wałbrzych (nasz perkusista raz był we Wrocławiu, gdzie kupił sobie fajne buty, ale on trochę się od nas różni, bo jest z pochodzenia Niemcem). W kwietniu 2009 nasz basista założył sobie internet, co zaowocowało możliwością zaprezentowania Państwu naszych dokonań.

Więcej informacji tu lub tam. I jeszcze tutaj.

Mamy tu do czynienia z muzycznym kolażem z prawdziwego zdarzenia. Trochę rockowego grania, trudnych do określenia rzeczy lub utworów powszechnie rozpoznawanych przez wszystkich, czyli tzw. zapożyczeń bez zgody autora, o czym zespół informuje dość przewrotnie. Wszystko to jest ze sobą splecione w sposób misterny i szalony. Widzę w tym swoistą audycję radiową dla osób chorych psychicznie.

Pozostaje więc mi tylko polecić. Materiał trwa kwadrans (ep), powinniście kliknąć poniżej:


niedziela, 28 listopada 2010

czwartek, 25 listopada 2010

Peter "Sleazy" Christopherson


(27 II 1955 - 24 XI 2010)

środa, 24 listopada 2010

enter the void


W końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu, w końcu...

poniedziałek, 22 listopada 2010

Insomnia - Places


Powiedzmy sobie szczerze - polska muzyka poza tandetą, metalem i innymi niezbyt ciekawymi rzeczami stoi marnie. Świat też niekoniecznie ma o nas dobre zdanie, co często można zaobserwować śledząc trasy koncertowe różnych gwiazd. Powodów jest wiele, ale nie warto się nad nimi rozwodzić. Z kolei jeśli już trafiają się na miejscu wybitniejsze jednostki, to często się im rzuca kłody pod nogi i uprzykrza życie.

Tym bardziej cenię pewien łódzki duet (Adam Mańkowski i Łukasz Modrzejewski - na marginesie znajdziecie linki do nich), który wbrew licznym przeciwnościom losu próbuje coś zdziałać na tej ziemi jałowej. Już się pojawiali na tym blogu w innych wcieleniach, teraz jednak należy poświęcić chwilę nowemu dziełu pod szyldem Insomnia. I jeszcze od razu tutaj, na wstępie, zachęcam was do kliknięcia w link na dole i kupienia albumu. Ściągnijcie go sobie, ale też zamówcie, kupcie. Warto te parę groszy poświęcić na rzecz tego naprawdę przyzwoitego materiału. A że ładna okładka i w ogóle, to płyta całkiem nieźle prezentuje się w domu.

Places jest bardzo przyjemną dla ucha podróżą opartą na ciepłych tonach, delikatnym brzmieniu, harmonii, wyczuciu i ogólnie pozytywnej aurze (choć czasami nieco tajemniczej, jednak zachowującej good vibrations). Jest to album, który można sobie włączyć, chociażby po to, by na chwilę złapać oddech, odprężyć się czy zrelaksować. Końcowy deszcz faktycznie nadaje całości pewien wymiar symboliczny - nastąpić może swoiste oczyszczenie.

Teraz, czytelniku, poświęć chwilę i zestaw sobie to, co napisałem, z tą ponurą okładką.

Z drugiej strony chciałbym podkreślić dojrzałość. Znam niektóre wcześniejsze nagrania łódzkiego duetu, z grubsza mogę sobie zrekonstruować w głowie ich rozwój i przyznaję, że tegoroczne produkcje robią wrażenie. (A to wciąż bardzo młodzi twórcy!) Niech największym komplementem pozostanie fakt, że słuchając Places nie czuję, że jest to rzecz wymyślona, nagrana i wyprodukowana w centrum tego kraju.

Polecam. Bez dwóch zdań. Amen.


Tracklist:

01 strange beginnings of a traveling
02 back to the places from our childhood
03 unspoken secrets
04 unnamed space of our imagination
05 a house that does not really exist...
06 a moment of life

PLACES

niedziela, 21 listopada 2010

John Cooper Clarke - Chickentown

Taki staroć mi się przypomniał...
Osobiście wolę wersję mniej cenzuralną, lecz coś mi się tu nie rzuca w oczy.

Oczywiście - klasyka.



I (video) | II (live) | III (kij wie)

czwartek, 18 listopada 2010

Ektoise - Ektoise


Dla mnie ta nazwa jest również nowością. Ale przyznam, że brzmi nieźle. Ektoise... Ektoise...

Nie będę się rozpisywał, bo właśnie dogorywam na syfilis.

Jeśli chciałbym coś nazywać muzyką syntetyczną, to właśnie ten zespół... Chociaż nie w każdym fragmencie. Instrumentalne, elektroniczne, miejscowo jazzujące, kiedy indziej ambientowe, a w jeszcze innym miejscu...inne - granie. Nawet jeśli czasami wpada to w patos lub chaotyczne i hałaśliwie granie, to odbiera się to bardzo pozytywnie. (Takie nazwy utworów zobowiązują.)

Tak czy inaczej, myślę, że warto zapamiętać ten zespół.

Więcej informacji: tu i tam.
(Gdzieś tam znajdziecie bio zespołu wyglądające jak poemat i ogólnie ładne zdjęcia mają. Są stylowo pozbierani. Amen.)


Tracklist:

01 rivers of enkephalin
02 miasma
03 active denial system
04 euclidean curve
05 vovchanchyn
06 tsaparang
07 on the transformation of romance into guilt
08 synaptic modulation
09 the great perpendicular path
10 the thought police

EKTOISE

sobota, 13 listopada 2010

The Pedophile's Guide to Love and Pleasure




















Steal this book!



link skąd wiem

piątek, 12 listopada 2010

Mia Farrow # 2



Wybaczcie, nie mogłem się powstrzymać.

środa, 10 listopada 2010

Batcheeba - Various Complications


(Moje niedopatrzenie. Zaiste myślałem, że już opublikowałem alles Batcheeby na blogu...)

Sprawa jest prosta. Już kiedyś próbowałem (bardziej bądź mniej słusznie) porównywać tę artystkę do polskiego (nieodżałowanego) Sui Generis Umbra. Jednak im dłużej znam Batcheebę, tym dalszy jestem od tego zestawienia. Chociaż obrazuje to z grubsza badane rejony... Mroczna i mroźna elektronika prosto ze skutej lodem Norwegii.

Nie będę się rozpisywał. Zgaście światła, otwórzcie okno (akurat piździ) i włączcie ten album.

A pod koniec na pytanie Are you afraid of darkness? odpowiecie twierdząco.


Tracklist:

01 mother
02 those without skin
03 dustsong
04 infection loves the child
05 darkrabbit
06 forward foetus
07 back again (Jenna Flechette remix by Batcheeba)
08 uncut
09 the cute little kitten
10 are you afraid

VARIOUS COMPLICATIONS

wtorek, 9 listopada 2010

Mia Farrow


Ratujcie mnie.
Nie mogę przestać patrzeć na to zdjęcie.

. . . _ _ _ . . .

niedziela, 7 listopada 2010

Carapace [ep]


Oto lekcja, powiedzmy, 25.: Jak sprawić przyjemność swoim słuchaczom i jednocześnie zyskać ich wierność lub jej zalążek?

Prosta sprawa - niespodzianki. Nagrywa się miły materiał, robi sympatyczną okładkę i wrzuca w sieć z adnotacją:

There is no copyright in this recording,
and you must do with it as you please.
Spread it, sample it, remix it,
claim it as your own - or ignore it.
It's yours.

Żeby dodać temu pikanterii, należy po paru godzinach usunąć link. I wtedy tylko oszołomy, jak ja, mogą rozprzestrzeniać ten materiał ku swojej własnej chwale. Amen.

Tak zrobił Gird_09, o którym niedługo będzie więcej.

Materiał jest krótki i bardzo rozkoszny, więc posłuchajcie. I róbcie z nim dalej, co chcecie.

Apeluję też do muzyków - bierzcie przykład.


Trakclist:

01 carapace
02 proboscis
03 elytra

CARAPACE

piątek, 5 listopada 2010

J.S. Bach

Mając na uwadze tekst powyżej, wczujcie się -



Partita n. 3 in A Minor BWV 827 - 4. Sarabande




___
I wykorzystuję okazję, by przywitać nowych ludzi, który zdecydowali się obserwować tego skromnego bloga...
Włączcie jeszcze raz Bacha. Zauważcie tę niepokojącą, wręcz demoniczną stronę tego utworu, który był, jak wszystkie inne, oddany Bogu.

czwartek, 4 listopada 2010

Vilhelm Hammershøi




Co ja tu będę...
Obraz "depresji" to obraz "depresji".

(...)

poniedziałek, 1 listopada 2010

Pineal Eye - II


W końcu się doczekałem! Dla mnie to jedno z ważniejszych wydawnictw w tym roku.
Pineal Eye powraca!

Miałem już przyjemność umieści pierwszy album, I, na blogu. I przyznać muszę od razu, że drugi umieszczam z jeszcze większą przyjemnością. Z początku trochę mnie zatkało (trza znać pierwszą część, by zrozumieć porque), ale bardzo szybko utonąłem w tej... tej... bryle dźwięków. Przestrzeni niezrozumiałej, która rozsadza mój skromny pokój i odkrywa nowe poziomy rzeczywistości w mojej małżowinie usznej.

Nie chcę wdawać się w dokładne opisy zawartej tu muzyki. Moim zdaniem jest to coś, co nie mieści się w ramach konkretnych (bądź mniej konkretnych) jak: noise, ambient, drone, muzyka eksperymentalna (bardzo konkretna, nie?), minimal czy coś tam jeszcze...

Jest to prawdziwy monolit, jedno z tych dzieł, nad którym wisi zawsze znak zapytania, jedna z tych płyt, która z każdym kolejnym odsłuchem fascynuje coraz bardziej. Jest to...


Tracklist:

01 obelisks
02 24 september
03 ...
04 eustachius
05 a shadow in the cave
06 set adrift
07 towers of silence

II (myspace)


Słuchajcie na razie na myspace. Bo jak nie...skasuję bloga. Z czasem wrzucę normalnego linka.