Powraca (o ile w ogóle odchodził) jeden z moich faworytów produkujących niewielkie noiseowe formy. Powraca (niech będzie) wydawnictwem niewielkim, zaledwie epką króciutką, ale... jakże mięsistą i jednocześnie słodką.
Te cztery kompozycje, ale... Tak naprawdę dwie noiseowe rzeźnie, które w muzykę Areyfu wprowadziły nutkę...smutku. Tak. Jest tu jakieś uczucie. Jakieś wrażenie. Niepokój. Tęsknota, która jednak nie wyklucza całkiem tragicznych dźwięków. Z pewną dozą przestrzeni, wyciszenia, które też przecież też można uznać za jedną z form otaczającego nas hałasu. I dwa klimatyczne, okołoambientowe przerywniki.
Widzę w tym rozwiązaniu pewien koncept. W końcu po pierwszym trzyminutowym szaleństwie słuchać (nawet chyba niezbyt wyrobiony) nie musi łapać oddechu. A nawet dwóch całkiem podobnych pod rząd. Ciekawe.
Dziękuję za tę miniaturę. Chapeau bas.
Trakclist:
01 empty shell
02 II
03 III
04 voices in the hull
AMETHYST
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz