Początek mojej skromnej ofensywy muzycznej...
Zacznijmy od paru źródeł, które mi też w przyszłości się przydadzą: facebook, soundcloud, lastfm, discogs, myspace i jakoś blog ze sporą dawką muzyki. Tyle winno starczyć.
Wcześniej nie znałem zespołu - przyznaję się bez bicia, właśnie w tym momencie odrabiam pracę domową. Z początku miałem pewne opory... Nie ma to jak sugerować się 'gwiazdkami' gdzieś tam w sieci, nawet mi to się zdarza w chwilach słabości - z drugiej strony 1/5 jest niemal wyzwaniem i spróbowałem...
I z pewnością nie żałuję.
Uściślając - jest to projekt jednoosobowy, którego pomysłowdawcą, twórcą, wyrobnikiem, itd. jest Justin Marc Lloyd z Baltimore. Gatunek (o ile ten wyraz coś jeszcze oznacza)? Nic prostszego - elitist-coined genre: avant-garde sound-art. normal dude-coined genre: noise.
Mamy tu do czynienia z - powiedzmy - trzydziestominutową suitą, która nieśpiesznie przeobraża się, nie boi się pewnych infantylnych tropów, lecz prowadzona jest z wyczuciem słusznej logiki. Zresztą to, co mówię, obrazuje okładka tego dzieła - cukierki, jakiś sens geometryczny i przypadek. Chyba.
W mojej ocenie te eksperymentalno-noiseowe zabawy działają. Czuć pasję, oddanie, miłość do muzyki, nutkę alchemika... Dźwięki trafiają tam, gdzie trafiać mają.
I odkopać można coś, co sprawia, że zapamiętuje się Pregnant Spore... A jest to tak płodny twór, że jeszcze będę z pewnością o nim pisał.
Tracklist:
01 gateway
GATEWAY
Wcześniej nie znałem zespołu - przyznaję się bez bicia, właśnie w tym momencie odrabiam pracę domową. Z początku miałem pewne opory... Nie ma to jak sugerować się 'gwiazdkami' gdzieś tam w sieci, nawet mi to się zdarza w chwilach słabości - z drugiej strony 1/5 jest niemal wyzwaniem i spróbowałem...
I z pewnością nie żałuję.
Uściślając - jest to projekt jednoosobowy, którego pomysłowdawcą, twórcą, wyrobnikiem, itd. jest Justin Marc Lloyd z Baltimore. Gatunek (o ile ten wyraz coś jeszcze oznacza)? Nic prostszego - elitist-coined genre: avant-garde sound-art. normal dude-coined genre: noise.
Mamy tu do czynienia z - powiedzmy - trzydziestominutową suitą, która nieśpiesznie przeobraża się, nie boi się pewnych infantylnych tropów, lecz prowadzona jest z wyczuciem słusznej logiki. Zresztą to, co mówię, obrazuje okładka tego dzieła - cukierki, jakiś sens geometryczny i przypadek. Chyba.
W mojej ocenie te eksperymentalno-noiseowe zabawy działają. Czuć pasję, oddanie, miłość do muzyki, nutkę alchemika... Dźwięki trafiają tam, gdzie trafiać mają.
I odkopać można coś, co sprawia, że zapamiętuje się Pregnant Spore... A jest to tak płodny twór, że jeszcze będę z pewnością o nim pisał.
Tracklist:
01 gateway
GATEWAY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz